Dobra proza na co dzień: Sally Rooney

Sally Rooney, irlandzka autorka młodego pokolenia, wydała dotąd dwie powieści: “Rozmowy z przyjaciółmi” (“Conversations with Friends” – 2017) i „Normalni ludzie” („Normal people” – 2018). Tytuły książek w swojej zwyczajności doskonale odzwierciedlają charakter powieści i zaludniających ich karty postaci. Nie będzie tu więc fajerwerków, a raczej czułe pochylenie się nad codziennością, sprawami powszednimi i uczuciami tak ulotnymi, że nie poświęca się im książek o bardziej wydumanych tytułach. Srebrne liście kołyszące się, każdy osobno, na tle granatowego przed zmrokiem nieba, kropla wody spływająca po wyjętej z lodówki butelce, picie zimnego piwa z letniej szklanki, błogość towarzysząca głaskaniu włosów kogoś kochanego, cisza zapadająca między dwojgiem bliskich przyjaciół. Tego rodzaju momenty celebrują książki Rooney, wraz z równie rozmytym, niedookreślonym okresem życia: momentem wchodzenia w dorosłość. 

A zatem jest tu też miejsce na pochylenie się nad kwestiami związanymi z tożsamością, relacjami klasowymi, pieniędzmi, władzą oraz seksualnością. W tym ostatnim obszarze pojawiają się wątki nieheteronormatywnych relacji (nie w znaczeniu politycznych kwestii LGBT, a raczej ukazania niezwykle szerokiego spektrum ludzkiej seksualności), świadomej zgody (consent) i subtelnej (a czasem mniej subtelnej) walki o przewagę. Obecność i dosłowne przedstawienie tych tematów są ważne, biorąc pod uwagę, że książka jest intensywnie promowana i ma szanse trafić „pod strzechy”, niosąc radosną nowinę o zmierzchu patriarchatu. 

Po książki Sally Rooney sięgnęłam wymęczona uznanymi powieściami, które stawiają sobie za cel rozprawę z klasycznymi toposami literatury przez wielkie L: Wojna, Przemoc, Cierpienie. Istota Człowieczeństwa, Potęga Literatury. Czytanie takiego tekstu to jak kąpiel w lodowatej wodzie: niby orzeźwia i stymuluje, ale za każdym razem trzeba się do niej zmusić. Inaczej jest z powieściami Rooney, po które sięga się w ciągu dnia automatycznie, jak po lekko przestudzoną herbatę, gładko wchodząc w rozlewającą się narrację. Uczucia rozlewania jest zresztą dla mnie dominującą emocją towarzyszącą lekturze książek Rooney. Leniwie rozlewa się fabula, bohaterowie płynnie przechodzą z jednego stanu emocjonalnego do innego, ich dni płyną powoli, jak to na studiach. Także obie powieści zdają się z sobą zlewać, dotyczą tak podobnych postaci: młodych aspirujących intelektualistów i artystów, których tożsamości wykluwają się, przepoczwarzają w ich pierwszych latach niezależnego życia. 

Chociaż Rooney wybiera tematy znajome, powszednie, zwyczajne (przyjaźń, zazdrość, miłość, czułość, rozczarowanie, smutek) i świadomie unika patosu, to jednak ta lekka w gruncie rzeczy proza często jakby bez wysiłku trafia w istotę rzeczy, podsuwa odpowiednie słowa dla uczuć, sytuacji i zjawisk, które dotąd tkwiły niezauważone, w niedookreśleniu i rozmyciu. Wartość czułej i mądrej uwagi poświeconej uczuciom i osobom w momencie ich kształtowania się z miękkiej materii świata, drobnym momentom zawahania, impulsywnym i niezrozumiałym wyborom, niepotrzebnie powiedzianym słowom, uczuciom, do których się przed sobą nie przyznajemy polega na tym, że to one ostatecznie składają się na zjawiska, które stanowią przedmiot literatury przez wielkie L. To tak jakbyśmy obserwowali Miłość, Zazdrość, Zdradę, Zawiść, zanim jeszcze staną się potężnymi siłami kształtującymi ludzi i czasy, a są na razie tylko mrowieniem, które zagnieździło się gdzieś w ciele, natrętną myślą, skrywaną skrzętnie ambicją. Pewna subtelność tej prozy (przy całej przyziemnej tematyce i często dosadnym słownictwie) nasuwa mi porównania z takimi figurami „prozy kobiecej” jak Sylvia Plath i Katherine Mansfield.

Podobała mi się obserwacja z powieści „Normal people”, że fachowcy od ludzkich dusz używają aseptycznego żargonu do mówienia o uczuciach, żargonu, który przyszpila je niepotrzebnie, odziera z ich indywidualnej, ludzkiej genealogii. Styl Rooney jest przeciwieństwem tego podejścia, tu motywacje bohaterów są rozkładane na czynniki pierwsze z miłością i delikatnością, która sprawia, że cała rzeczywistość wydaje się być bardziej wielowymiarowa.