A więc chcesz zostać tłumaczką/tłumaczem i zastanawiasz się nad wyborem studiów z zakresu przekładoznawstwa/tłumaczeń specjalistycznych. Z perspektywy absolwentki takiego kierunku i aktywnej (no… do niedawna) tłumaczki mogłabym na ten temat coś powiedzieć. Do napisania wpisu zainspirowały mnie jednak dwa wywiady z międzynarodowymi ekspertami w zakresie tłumaczenia, które przeprowadziłam w ramach badań do doktoratu. Poniżej dzielę się więc trzema wskazówkami, którymi moim zdaniem warto się kierować przy wyborze studiów z zakresu tłumaczenia.
Przy okazji dodam, że zanim wyjaśnimy owe trzy kwestie, warto najpierw zastanowić się, czy w ogóle powinniśmy się wybrać na studia z zakresu tłumaczenia – pisałam o tej kwestii we wpisie Jak zostać tłumaczką literatury.

1. Kto i czego uczy
W opisie studiów na stronie internetowej znajdziemy oczywiście piękną laurkę: wykładowcy są międzynarodowymi specjalistami, a absolwenci znajdują zatrudnienie w organizacjach międzynarodowych, prywatnych firmach i zostają właścicielami przedsiębiorstw. Nie warto na to w ogóle zwracać uwagi, o ile nie podano konkretnych, sprawdzalnych danych (przykładowo nigdzie nie znalazłam podstawy dla tak często powtarzanych opinii o świetnej/beznadziejnej sytuacji absolwentów filozofii).
Zastanówmy się, czego chcemy się nauczyć, w czym specjalizować i sprawdźmy czy dana jednostka uniwersytetu zatrudnia specjalistów w tej dziedzinie. Jeśli chodzi o przekład literacki, dobrą opinią cieszy się katedra UNESCO w Krakowie. Warto poszukać praktyków – często okazuje się, że zajęcia prowadzą doktoranci, którzy sami mają niewiele doświadczenia, albo osoby emerytowane (np. po karierze w tłumaczeniu konferencyjnym), które wypadły nieco z obiegu. Odradzałabym studia w których jest wiele obowiązkowych wykładów z tematów, które mają się nijak do naszej przyszłej specjalizacji. Warto zdobywać wiedzę ogólną, ale techniczne studia z zakresu tłumaczeń powinny przede wszystkim przygotować studenta do zawodu!
Jeśli zależy nam na konkretnych zajęciach z danym wykładowcą, upewnijmy się czy na pewno będzie je prowadził (w razie konieczności poprosiłabym o zapewnienie na piśmie, chociaż to ryzykowne posunięcie). Pójdźmy na korytarz pogadać ze studentami – CV więcej powie nam o karierze naukowej niż o umiejętnościach pedagogicznych wykładowcy. Warto zawsze zapisywać się do najlepszych – nie do tych, u których łatwo zaliczyć, czy tam, gdzie pasują nam godziny.
Jeśli już się zapiszemy, egzekwujmy wykonanie programu – odwołane zajęcia powinny być odpracowane, egzaminy czy sprawdziany nie powinny być odwoływane, czy „odpuszczane”, ocenione prace powinny być oddane, żeby student mógł uczyć się na błędach. W Polsce, być może dlatego, że studia są bezpłatne, studenci często przyjmują postawę typową dla uczniów w szkole: „hurra, odwołano zajęcia!”. Pomyśl, że za twoje studia też ktoś płaci – w końcu wykładowcy i personel administracyjny mają wypłaconą pensję. Ty poświęcasz czas, więc masz prawo wymagać wysokiej jakości programu.
2. Technology, baby!
Kiedy zapisywałam się na studia z zakresu tłumaczeń specjalistycznych, zapewniono nas, że będziemy mieć zajęcia z zakresu Computer Assisted Translation (CAT). W dzisiejszym świecie to podstawa – wielu tłumaczy technicznych czy prawnych (nie literackich – jeszcze!) zajmuje się głównie post-edycją, czyli poprawianiem już przetłumaczonego przez komputer tekstu. Jeden z moich rozmówców, znany lingwista komputerowy, prof. Ruslan Mitkov, zapewniał mnie, że technologia będzie jeszcze bardziej penetrować rynek tłumaczenia – on sam pracuje nad systemami wspomagającymi przekład konferencyjny.
Zgadnijcie ile miałam zajęć obejmujących pracę z owymi tak przydatnymi systemami CAT? Ilu programów komputerowych nauczyłam się używać?
Na obydwa pytania odpowiedź brzmi: ZE-RO.
Podobnie jak w przypadku „zaklepania” zajęć u wybranych wykładowców, polecałabym pobranie z sekretariatu pisemnego zapewnienia, że takie zajęcia zostaną zorganizowane – i to nawet wtedy, jeśli chcemy się zajmować przekładem literackim. Obecnie popularne stają się tzw. digital humanities, czyli eksploracja tekstów humanistycznych za pomocą metod komputerowych, np. lingwistyki korpusowej. Nie zamykajmy się więc w „tłumaczeniowej manufakturze”.
3. European Master’s in Translation
Warto wiedzieć, że specjaliści (m.in. prof. Christina Shäffner, z którą przeprowadzałam wywiad) wypracowali zestaw kryteriów, pozwalających ocenić kompetencje nowoczesnego, wykształconego tłumacza. Oprócz znajomości języka ogólnego (w języku obcym i własnym! – poważnie wątpiłabym np. w kompetencje kogoś, kto mówi, że studiował 'polonisTYkę’, 'italianisTYkę’), specyficznych jego odmian (language for special purposes), zasad rządzących tłumaczonymi gatunkami tekstów (genre), wymogi obejmują także umiejętności inter-kulturowe, znajomość specyficznych obszarów, których dotyczy tłumaczenie (specjalizacja), umiejętność sprawnego wyszukiwania i weryfikowania informacji, umiejętności techniczne (CAT!) czy wreszcie, jakże ważna i jakże w Polsce zaniedbywana, praktyczna wiedza o zawodzie.
Jak dostać zlecenie? Jak współpracować z redaktorem, wydawnictwem, agencją? Jakie obowiązują ceny za arkusz? Co to w ogóle jest arkusz? Jak powinna wyglądać umowa o przekład? Jak skonstruowane jest prawo autorskie? Jak założyć firmę? Czy opłaca się zostać tłumaczem przysięgłym? To kwestie, które większość moich wykładowców pozostawiała w sferze domysłów, niedopowiedzeń, półuśmieszków i żartów (np. użyjemy w przekładzie dłuższego słowa, bo wyrabiamy liczbę znaków). Dobrze byłoby, gdyby program studiów obejmował zajęcia z praktycznego przygotowania do zawodu, tak by przekazanie tych ważnych informacji nie zależało tylko od dobrej woli wykładowcy czy wścibstwa studentów.
Warto zajrzeć na stronę European Master’s in Translation, gdzie znajdziemy listę studiów z zakresu tłumaczenia, które przygotowują absolwentów pod kątem wyżej wymienionych umiejętności. Nie jest powiedziane, że pozostałe programy są do niczego – ale można przyjrzeć się im pod kątem powyższych kryteriów (dokładniej opisanych na powyższej stronie), oczywiście biorąc pod uwagę to, co w naszej ścieżce będzie przydatne.
Jeśli warunki nam na to pozwalają, weźmy pod uwagę studia za granicą, gdzie lepiej poznalibyśmy nasz drugi czy trzeci język. Zanurzenie się w języku, z koniecznością załatwiania spraw takich jak kłótnia z hałasującym sąsiadem, wizyta w przychodni, spławienie umizgującego się adoratora, wynajem mieszkania itd. to zupełnie co innego niż półtoragodzinny lektorat, czy nawet Erasmus, gdzie i tak zawsze trafia się do międzynarodowego towarzystwa, posługującego się 'simple English’. Jeśli szukamy programów doktorskich, warto zajrzeć na jobs.ac.uk. W zakładce Phds należy wpisać „translation” – zdarzają się interesujące stypendia!
*****
Wszystkim przyszłym tłumaczom i tłumaczkom życzę świetnych wykładowców i wykładowczyń, inspirujących kolegów i koleżanek oraz studiów, które zapewnią rozwój osobisty i dobry start do kariery!